czwartek, 30 maja 2013

Dzisiaj pada

Zanieistniałam.
Złośliwy skrzat domowy ukradł mi wszystkie skarpetki, więc marzną mi stopy.
W związku z tym siedzę i zastanawiam się, czy los działa na tych, którzy siedzą w domu.

niedziela, 26 maja 2013

Mamo, a dlaczego ta pani zbiera kwiatki?

Maj upływał mi na klęczeniu w trawie i zrywaniu mleczy. Nie wiedziałam, że potrafią pachnieć tak dobrze, tak wiosennie, jak sen, ten ostatni tuż przed otwarciem powiek. Mimo wielu ważnych, być może wręcz dramatycznie ważnych wydarzeń okołomajowych, mających decydować o moim dalszym losie i tak dalej, mam poczucie, że właśnie ta chwila moczenia kolan w świeżej trawie najlepiej definiuje te kilka tygodni. Nie dopuszczam do siebie (a przynajmniej bardzo się staram; oczywiście, że nie do końca mi wychodzi) przygnębiających myśli o końcu czegoś, a dźwięk pękania mniszkowch łodyżek stanowi tło dla bezmyślności
Chcę nigdy nie dorosnąć. 
Odkrywam nowe horyzonty. Nie zdawałam sobie sprawy, że z zaczepnie żółtych mniszkowych główek można zrobić miód, własnymi łapkami, we własnej kuchni, na czasy, kiedy bardzo będzie nam potrzebna wiosna. Teraz mam maj zawekowany w dwóch słoikach, ma lekko zielonkawy kolor i odrobinę może za rzadką konsystencję, ale poza tym jest idealny.
Idąc dalej tym tropem, poszłam do lasu nazbierać młodych pędów sosny. Wyczyściłam, zasypałam cukrem i czekam, aż puszczą soki. 
Czekam też na słońce, żeby iść nazbierać stokrotek. 
Chmury sprawiają, że znów wierzę w smoki. Prawie słyszę ryk, kiedy wpatruję się w nie odpowiednio długo, a wiatr, który porywa mi kapelusz, to podmuch spod skrzydeł. Taka wiara generuje chęć do podróży. Dalekiej i długiej, pieszo, przez lasy i olbrzymie równiny, rozciągające się między jednym a drugim górskim szlakiem. To bardzo pierwotna potrzeba. Być może dlatego tak wiele dobrych książek opiera się na wyprawach, podróżowaniu, włóczeniu się, przemierzaniu kolejnych kilometrów. 
Pokonanie tej trasy na smoku jest teoretycznie niemożliwe, ale można sobie wyobrazić.
A to prawie to samo.